Mało mam teraz czasu na czytanie, czy wymyślanie ciekawych potraw. Cała "para" idzie w ogród. Wiadomo-wiosna, maj, trzeba wszystko posiać, posadzić, tym bardziej, że tegoroczna wiosna była mocno spóźniona, a nawet jak już się trochę pojawiła to kaprysiła ,oj kaprysiła.
No ale mam wszystko zorganizowane, a te warzywa, które posiałam wcześniej w szklarence i były dogrzewane farelką, dziś są już w naszym menu.
W szklarni sałata i rzodkiewka
W rozsadniku popikowna sałata i młodziutka pietruszka, buraczki, koper, lada moment gotowe do zrywania
A na polu cebula, jak wojsko na paradzie.
To są uroki posiadania kawałka ogrodu. Kiedyś sceptycznie podchodziłam do uprawy warzyw. Jest to pracochłonne, czasochłonne i , jak mówi, mój mąż, sami wiążemy sobie sznur na szyi. To prawda, latem trudno wyjechać na urlop, trzeba mieć zaprzyjaźnionych sąsiadów, którzy podleją ogród. To jest ten sznur, ale ile przyjemności, świeżych, zdrowych warzyw i mnóstwo ruchu na świeżym powietrzu.