Mija rok odkąd mamy pszczoły i uczymy się ich życia i zwyczajów . Pora na podsumowanie naszych amatorskich zmagań z rodzinami pszczelimi .Jedno mi się nasuwa - człowiek musi się dostosować, nie mamy prawie żadnego wpływu na życie roju.
Jak już pisałam pszczoły przetrwały zimę, chociaż jesienią obawialiśmy się o ich los, gdyż było bardzo dużo warrozy, takiego pajączka malutkiego, który atakuje pszczoły i one giną. Zastosowane środki nieco pomogły. W niektórych ulach pozostało więcej pszczół, w innych znów były mocniej przetrzebione.
Wiosną rodziny pszczele dostały pokarm, bo zanim zaczną kwitnąć kwiaty roje muszą być dokarmione, rodziny muszą się wzmocnić. Z pierwszym słońcem i cieplejszymi dniami pszczółki wylatują z uli i zaczyna się cykl powiększania rodzin, matka składa larwy, a pracowite pszczoły karmią je i wychowują. Na ten proces nie mamy żadnego wpływu. W naszej pasiece namnożyło się ich w ulach za dużo, trzeba było dostawiać ramek, a nawet rozdzielić roje. Kupiliśmy dwie matki i
próbujemy stworzyć dwie nowe rodziny. Niestety obce matki zostały zabite, mamy nadzieję, że nowy rój wychowa własna matkę. Czekamy.
A tymczasem pszczoły od wiosny zbierały pyłek i nektar. Niestety w tym roku nie miały kwiatów drzewek owocowych, gdyż mrozy kwietniowe i majowe zniszczyły je. Nie będzie też owoców.
Ale jakoś dawały sobie radę, krzątały się wokół krzewów ozdobnych, to widzieliśmy i słyszeliśmy, ale zapewne latały po okolicy, wykorzystując inne rośliny i drzewa. Kwitły akacje.
I jest efekt- miód.
Po odwirowaniu i przecedzeniu mamy miód, własny, smaczny, pachnący kwiatami, lasem.
Jest pyszny i będzie go jeszcze więcej. Powiodło się.
ciociu ja rezerwuje te dwa sloiki po prawej stronie.(Beata)
OdpowiedzUsuń